Kurczak w zalewie nie jest tworem odkrywczym,
kiedyś delektowałam nim moje podniebienie na przyjęciu u pewnej Elżbiety. I
podbił moje serce. Ela z resztą też, ale wcześniej, kurczak później. Z pewnością znajdziesz podobny przepis na blogach kulinarnych, ale jak już tu jesteś, to zachęcam do spróbowania. Ale najpierw do roboty. Potrzebujesz:
- około 4 sztuki piersi z kurczaka
- ¾ szklanki octu
- 5 łyżek cukru
- 1 litr wody
- 1 łyżka soli
- ¾ szklanki oliwy
- 1/3 łyżeczki pieprzu
- ½ łyżeczki papryki słodkiej
- ziele angielskie
- liście laurowe
- 4 cebule
- 1 przecier pomidorowy
- duży plastikowy kubeł
- słoiki w ilości zaproszonych par
Musisz teraz zatrudnić jakiegoś wyrobnika ( męża,
kochanka, własne dziecko…) lub sama zająć się procedurą:
Piersi pokroić z ukosa na małe
podłużne kawałeczki ( można trochę posypać „Kucharkiem”).
Panierować w jajku ( plus trochę pieprzu
i soli) w bułce, smażyć na oleju.
W tym czasie zagotować pozostałe
składniki na zalewę.
Cebulę pokrojoną w plastry zeszklić na
oleju.
Usmażone paseczki układać w kubełku i
przekładać cebulą, zalać gorącą zalewą.
Ponoć kotlety muszą być w zalewie 48 godzin. Mogą być dłużej, bo dobrze się
przechowują.
Sałatka ma ten plus, że można ją zrobić wcześniej,
parę dni przed serwowaniem jej na stół. Przed samym przyjściem gości można więc
spokojnie poprawiać urodę lub kroić chlebek. Ponieważ ilość sałatki przekracza
możliwości żołądków biesiadników (bo przecież będzie coś jeszcze?),
przygotowujemy wcześniej słoiki, do których pakujemy kurczaka wręczając jako
„rozchodniaczka”. Radość z otrzymanego śniadania na drugi dzień spotęguje miłe
wspomnienie spotkania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz